Sobota, 22 lutego 2014 : Przebudziłam się z zimowego letargu!



Trochę Busteni
Koniec snu zimowego! Tak postanowiłam!




Chcieliśmy aby rok 2014 był rokiem, w którym każdego miesiąca uda nam się chociaż jeden wypad za miasto.




Świąteczne odrętwienie, bierność noworoczna, a później kapryśna pogoda sprawiły, że cały styczeń nie ruszyliśmy się  z domu.




W weekend, na który zaplanowaliśmy łatwą wędrówkę na rozruszanie zastałych kości, akurat musiał spaść śnieg, a zamieć nadrobiała zaległości z całej zimy.


Od lewej do prawej: Claia Mare, Jepii Mici, Caraimanul

Przesunęłam  wycieczkę na drugi tydzień lutego,  i dorzuciłam do planów zdobycie Busteniul-a.


Zamek Cantacuzino

Z wszystkich możliwych tras wybraliśmy najprostszą, która przebiega koło Wodospadu Urlatoarea, dokładniej start w Busteni, „sweet focia” na tle wodospadu i zejście do Polany Tapului.


Calaia Mare i Jepii Mici
Uite i Jepii Marii (po lewej Claii)
Cała ta zabawa nie trwała dłużej niż trzy godziny z licznymi przerwami na zdjęcia, picie, zdjęcia, jedzenie, kolejne zdjęcia, podziwianie pejzaży, i… zdjęcia. Wzbogaciliśmy, więc wycieczkę o walory historyczne zahaczając o Zamek Cantacuzino.







A więc, sobotnim rankiem znaleźliśmy się na Dworcu Północnym wyruszając w „studencką” podróż.





Ponieważ wybraliśmy najtańszy wariant podróży, pociąg o szóstej z minutami, więc w ogromnym ścisku staliśmy z tłumem ludzi aż do końca trasy. Jedyna różnica, że kupiliśmy bilety. Już minęły stare dobre czasy studenckie…



Wieżyczka

Hałas w pociągu, tłum ludzi jadących na narty, dojeżdżający z wiklinowymi torbami, akordeoniści i opóźniony człowiek papugujący co popadnie, w cenie biletu do przyszłości.


(wiklinowymi torbami = )







W pociągu oprócz papugującego były pieniądze, które szybko zmieniały właścicieli, wędrując z portfeli frajerów do kieszeni łowiących okazję „przedsiębiorców”.



Dwór wewnętrzny

Czekaliśmy na moment kiedy pojawią się cyrkowcy: magicy z królikami w kapeluszach, akrobaci i ludzie połykający miecze, bo kobieta z brodą zdaje się, że siedziała przy oknie.




W końcu koło w pół do 10 dotarliśmy do Busteni , a do zamku musieliśmy iść jeszcze gdzieś 15 minut.





Grigore Cantacuzino położył kamień węgielny zamku w 1901 roku.


Zdobiona balustrada





W tamtym czasie w Busteni było około 20 domów i wkrótce stało się jednym z miejsc do których miastowi wybierają jako miejsce do odpoczynku, uprawiania sportów zimowych i zaczerpnięcia świeżego powietrza.




Zbudowanie letniej rezydencji zajęło 10 lat- prace ukończono w 1911 roku.









Nie przypadkowo usytuowano zamek na Zamorze. Był to teren łowiecki a w dodatku z jednym z najpiękniejszych widoków na  Dolinę Prahovej.




Również sama nazwa Zamora pochodzi z czasów Grigore Cantacuzino.




Miał on suczkę, Murę, która brał na polowania, i gdy chciał aby szukała wołał do niej : „Za, Mura, za Mura!”




Będąc najbogatszym człowiekiem w Rumunii, Grigore Cantacuzino, zwany Nabalem, miał plany aby jego mały pałac mógł rywalizować z Pelesul-em wzniesionym w Sinai, ale w tamtym momencie okazywał jeszcze wdzięczność i szacunek wobec przodków.




Wieść niesie, że Grigore Cantacuzino, chcąc pokazać swoje bogactwo, planował pokryć zamek złotymi monetami. Na co architekt, strojąc sobie żarty z ogromnego bogactwa Nabala zapytał go czy chciałby przymocować je na sztorc.






Zamek został wybudowany w stylu neoromańskim, udekorowano go witrażami z herbem rodowym, sale udekorowano w stylu romańskim, użyto krajowych materiałów budowlanych na przykład kamieni z Albesti z których wykonano kominki.




Schody na wieżę, unikatowa konstrukcja, jedynymi punktami podpory są ściany
Wieki temu przodkowie rodziny Cantacuzino znajdowali się wśród władców Imperium Bizantyjskiego po rozpadzie którego w  1453 roku, osiedli w Ziemi rumuńskiej i Mołdawii, zajmując miejsce w elicie jako wysocy urzędnicy lub władcy.




Po zmianie władzy na gorszą (mam tutaj na myśli nastanie komunizmu), Zamek Cantacuzino został odebrany właścicielom i oddany państwu, z czasem przekształcono go w dom rekreacyjno-sanatoryjny dla elit Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.




Pokoje straciły dawny blask, obrazy zostały pokryte warstwami farby, co ostatecznie zadziałało jak ochrona i przyczyniło się do ich zachowania.


Genialny przewodnik
Sufity, podłogi i witraże uniknęły modernizacji ale największe szczęście miała „sala sław”.
















Przerobiony na depozyt był przez większość czasu zamknięty. Tutaj znajduje się kolekcja rodowa klanów spokrewnionych z rodem Cantacuzino zawierająca również portrety przodków górali malowane na skórze z Cordoby.












Wiele jeszcze można opowiadać o zamku: że do wykonania schodów użyto marmuru z Carrary, że na poręczach schodów Sali sław znajdują się symbole religijne, że wnętrze jest udekorowane w stylu brancovenesc albo że w tym miejscu wiele razy zbierał myśli George Enescu.


Krzyż wykorzystany jako motyw dekoracyjny balustrady.

Ale wszystko to trzeba zobaczyć i być przygotowanym  na niezwykłe doznania wywołane okolicą.








Pomimo zimy i śniegu nie mogliśmy pozbawić się przyjemności zwiedzenia zamkowego parku. Również on zasługuje na uwagę ze względu na fontanny, wodospady a nawet grotę.




Dodatkowy powód aby tutaj jeszcze wrócić.




Po zwiedzeniu zamku poszliśmy w trasę.




Nie było tłoczno, trochę po południu i większość ludzi wróciło już z nad wodospadu.




Pogoda była ładna(ciepło i bez wiatru) chociaż  pochmurna, przez co niesamowite światło padało na okolicę.




Trasa do Urlatoare została wzbogacona o punkty informacyjne (co to takiego niedźwiedź, jak rozpoznać jodłę a jak  świerk ) oraz miejsce na odpoczynek czy posiłek w odległości około minuty drogi od celu.




Te udogodnienia były w miarę nowe co wydedukowaliśmy z faktu iż niezliczone napisy „+”, „-„ i „love” były datowane na koniec zeszłego i pierwsze dni nowego roku.




W pełni najedzeni (po przerwie na popas) dotarliśmy nad wodospad gdzie zabawilismy kilka minut żeby zrobić zdjęcia.


Oznaczenie zimowe
I tak w dwóch słowach Urlatoare mogę powiedzieć że ogromny hałas jaki czyni zawdzięcza wodom potoku Urlatoarea Mica rozbijającym się o skały.




Legenda głosi, że w skały te rzuciła się dziewczyna  z powodu nieodwzajemnionej miłości.


Doinformowani turyści

Stąd do Polany Tapului schodzi się łagodnie około pół godziny leśnym szlakiem. Ta część trasy jest krótsza i łatwiejsza.





Cieszyliśmy się że nie jedyni wybraliśmy ten wariant.




I tak oto po dwóch i pół godzinie znowu byliśmy w cywilizacji na Polanie Tapului prowadzącej nas do Busteni.




Pokrzepieni sokiem, ciastkami i czekoladą do domu wracaliśmy dwie godziny przed planowanym powrotem , znów pociągiem osobowym, ale siedząc wygodnie, a nie trzymając się schodów


Busteni

Wydawało się jakby czas szybciej płynął.




Dotarliśmy do Bukaresztu zadowoleni z wspaniale spędzonego dnia, spokojnie, robiąc to co najbardziej lubimy robić. 


Góry Baiului
Piatra Arsă, Jepii Mari, Claia Mare, Jepii Mici, Caraiman, Coștila

Un comentariu: